can we help
+44(0)1983 296060
+1 757-788-8872
tell me moreJoin a rally

Menu

Blue Waves - Dzien 4 - Rak, zulw i biedronki



Dzień 4 - Rak, żułw i biedronki

Dwa dni temu patrząc w nasz chartplotter , to taki mądry ekran nawigacyjno sterujący który myśli że wie wszystko. Zobaczyłem helikopter. Wiem że mamy radar i z resztą z wielką przyjemnościa bawię się nim po nocach wyobrażajac sobie że jestem kapitanem niszczyciela o napędzie wiatrowym szukającym U-Botów wynużajacych się z kipieli Atlantyku. Ale helikopter mi do tego nie pasował. Już się przekonałem że nasza lagunka to dzielna łodeczka ale żeby miała radar pokazujący ruch lotniczy wydawało sie to nawet ponad jej możliwości. Po gruntownym sprawdzeniu okazało się że ten helikopter wskazuje rejon do którego możliwe jest ratownictwo morskie z powietrza. To było dwa dni temu. Dla tego bardzo się wszyscy cieszymy że in vino veritas bo nasz alien stanął wczoraj na nogi i etap choroby morskiej na pokładzie blue waves uważam za zakończony.

Kochamy wszyscy pływać, kochamy morza i oceany i żeby nasze dzieci i ich dzieci mogły też z nich korzystać w przyszłości to dbamy na pokładzie o środowisko i skrupulatnie segregujemy śmieci. Wyrzucając odpady organiczne za burtę trafiłem żułwia w głowe obierkami od ogórków. Żułw był duży i majestatyczny, taki prawie jak z galapagos. Jednak najcudowniejsza była jego mina jak oberwał. Przysięgam że widziałem zdziwienie na jego gebie przpominajace mi mimike żułwia Sama z bajki którą oglądałem kiedyś z dzieciakami. Te zdziwione oczy i ruch łapek pokazywały oburzenie że jak to ja człowiek, obcy stwór bedący w swoim nienaturalnym środowisku mam czelność śmiecić mu na ganku. Absolutnie mu to wybaczam bo jakim prawem miał wiedzieć że jestem ćwierć kaszubem od stuleci związanym z morzem, którego najstarszy pokaszubski pra- przodek był dyplomowanym szwedzkim piratem uwięzionym na półwyspie helskim.

Jak wspominam o więziennictwie to nie wypadałoby powiedzieć że orzechowe M&M'sy są na naszym pokładzie taką nieformalną walutą jak papierosy wśród ludzi za kratkami. A my przecież tak jak oni równierz jesteśmy zapuszkowani z tą różnicą że my tu jesteśmy na własne życzenie i za własne pieniądze. Wracając do brzegu to Pieszczoszek naszym bohaterem jest. Do tego stopnia nas uradował że Tadeusz oddał mu wczoraj całą swoją dzienną rację orzechowych M&M'sów jako nagrodę za naprawę odsalarki. H2O jest znowu na pokładzie. Ja też się wahałem nad takim rozrzutnym gestem ale stwierdziłem że brałem prysznic jako jeden z ostatnich przed awarią więc szaleć nie będę tym razem.

Konflikt to naprawde nic dobrego a szczególnie niebezpieczny byłby  na pokładzie łodki przemierzajacej oceany. Słyszałem że ktoś mądry naniosł kiedyś wszystkie państwa w których najczęściej odbywają się konflikty zbrojne na globus i wyszło mu że najwiecej takich państw leży wzdłuż długości geogrficznej 23°N. To potocznie zwany zwrotni raka, który właśnie dziś przekroczyliśmy. Miejsce to rzeczwiście ma w sobie coś problemogennego. Całą noc Neptun ciskał w nas najwiekszymi falami jakie do tej pory widziałem i dął mrożącym wiatrem z północy dochodzącym w szkwałach  do 8 w skali Beuforta. Całe szczęście że wziąłem ze sobą bielizne termiczną bo na nocnej wahcie i tak był dramat a miałem na sobie ze 4 warstwy. Rak to parszywa bestia pod każdą postacią i tyle ale na szczęście i łódka i załoga zachowały integralność jest 1 do 0 dla nas.

Ogólnie to się nam pogoda przestała podobać po pierwszym dniu. Opuszczaliśmy Kanary w krotkich spodenkach ale bardzo szybko ciepłe wiatry z nad sahary zamieniły sie na północne wiatry z zimnych części Atlantyku. Jak tak dalej będzie to wróce do domu w mocno sfatygowanym polarze i z kilkoma parami nie używanych krótkich spodni.

Na morze nic nie jest za mocne mawia kapitan. I cholera wie co mówi!  Wczoraj oficjalnie nazwaliśmy nasze przednie żagle Biedronkami bo jak coś jest z dyskontu to należy nazywać rzeczy po imieniu. Zaraz po wysłaniu wczorajszego bloga usłyszałem wielki huk i okrzyk Kaczora, niestety już znany mi z poprzedniego dnia. Code zero pękł. Tym razem puścił róg halsowy. To już drugi z trzech możliwych. Nie jestem pewien czy znowu uda się go nam naprawić choć kapitan jak zawsze jest optymistą. Żaglowni Narwal z Polski nie pozdrawiamy ani nikomu też nie polecamy, a wszystkim armatorom obecnym i przyszłym, nie ważne jak sympatycznym radzimy że jak już kupują fajną łodkę to żagle nie powinny od niej odstawać jakością a w szczegulności jak mają kogoś bezpiecznie przewieźć przez Atlantyk. Mamy w Polsce w prawdzie powiedzenie że z motyką na księżyc ale zdaje się że jednak nie tędy prowadzi najlepsza droga.

Over.

Filip


Previous | Next