can we help
+44(0)1983 296060
+1 757-788-8872
tell me moreJoin a rally

Menu

Blue Waves - Dzien 11 - Dzis w nocy byl wypadek, utopil sie Gienek



Dzień 11 - Dziś w nocy był wypadek, utopił się Gienek

Od rana cały czas wpatruje się w Boeingi. Zaczeło się od Dreamlinera to było wtedy jak nasz charter ploter pokazał 787 mill morskich do celu naszych regat. Jeszcze na mojej wachcie przeleciał 777 i od razu przypomiałem sobie o tragedi rodzin tych ludzi, ktorzy zgineli latem na pokładzie tego malezyjskiego boeinga zestrzelonego przez rosjan nad Ukrainą. Teraz czekamy na Jumbo Jeta. 747 mil morskich to już naprawdę blisko do lądu. Dzisiaj stukneło nam na liczniku już dwa tysiące mil, które przebyliśmy na żaglach opuszczając Hiszpanie jedenaście dni temu. Dwa tysiące nie wydaje się być jakąś wielką cyfrą bo to raptem jakieś nie całe cztery tysiące kilometrów czyli mniej wiecej tyle ile zajął by cztero godzinny lot z Warszawy do Lisbony. Nam jednak w tej chwili wydaje się jak by to była wieczność i praktycznie wszystko co teraz funkcjonuje w naszej świadomości.

Ostatnią wachtę kończyłem wczoraj o dwunastej w nocy i tradycją morską wraz z kapitanem i Julianem pożegnaliśmy się miarką whisky. Kładac się spać koło pierwszej rano miałem aż siedem godzin na błogi sen. Przed ósmą umyłem zęby i w bokserkach powędrowałem na fly bridge sprawdzić z wachtą ustepującą jak się ubrać. Czy jest zimno. Czy nie daj Boże znowu pada albo padało i czy może poduszka na ławce sternika nie jest przesiąknięta od wody co w przypadku słońca wschodzącego dwie godziny później dość mocno rzutuje w co się ubrać. Wspinając się coraz wyżej z kabiny rufowej w lewym pływaku powoli zdawałem sobie sprawę że zdarzyło się coś nie dobrego. Wszedzie był bałagan, ktoś z kabiny wywlókł materac leżacy teraz bezwładnie, w nieładzie na środku kokpitu. Kapitan cały czas nam powtarza że płyniemy w maratonie to nie sprint tu siły trzeba rozkładać na kilkanaście dni naszego rejsu tym bardziej jak się ma kontuzję w postaci  słabych żagli jak nasze biedroneczki. To nie zmienia faktu że musiny cisnąć ale rozsądnie. Jarek ze strategiem umieścił nalepke z limitami dla poszczególnych żagli. Code zero ściągamy jak wiatr przez dłużej niż dwie minuty wieje wiecej niż dwadzieścia węzłów, spinaker jak wiatr przekroczy szesnaście węzłow przez więcej niż dwie minuty. Coda fajnie roluje się na szpulke ze spinakerem też tak miało być ale szlak trafił gadżety i tak jak stawianie nie jest trudne to do ściągania bez rolera i skarpety trzeba mieć minimum cztery osoby na pokładzie czyli wiecej niż w jakiejkolwiek jednej wachcie. Wczoraj byliśmy czwarci i pewni podium bo trzeci byli tuż koło nas. Do mety już nie daleko i zdecydowaliśmy sie plywać już odrobinę bardziej agresywnie, powoli i systematycznie wyciskając wiecej z biedronek. Żeby robić to jak najskuteczniej musimy częściej podmieniać żagle żeby wiecznie być w jak najbardziej optymalnej sytuacji w stosunku do wiatru. Wczoraj słabo wiało ale chodzące chmury potrafiły pod sobą potęgować wiatr nawet dwu krotnie. Taka sytuacja wymagała dobrej obserwacji otoczenia, uniejętności przewidywania i odpowiedniego zmniejszenia żagli zanim wiatr uderzy w burte. Zaraz po przejściu chmury żeby płynąć jak najszybciej trzeba znowu postawić wiekszy żagiel. Tak może być nawet po kilka razy w czasie cztero godzinnej wachty i jest to czasami dość mocny wysiłek fizyczny a w szczególności w środku nocy jak jest sie niewyspanym. Jarek daje wszystkim przykład pokazując że to nie wstyd podmienić żagiel na mniejszy bo nawet jeśli nie dojdzie szkwał to utrata prędkości mniejsza niż kolejna strata w żaglach na którą już od dawna nas nie stać. Opuszczając wczorajszą wachte dostaliśmy prognoze od Świstaka. Bez zmian, wieje mało ale z pod chmur może szkwalić do trzydziestu czterech węzłów.  Pierwszy oficer przywitał moje poranne zdziwienie zastanym bałaganem dość, krótko. Poprzedni utopili Gienka, tak nazywamy pieszczotliwie genakera czyli nasz największy żagiel inaczej nazywany też spinakerem a będąc bardziej dokładnym powinienem powiedzieć spinakerem asymetrycznym. Po informacj poszły sugestie i oskarżenia że wachta była lekkomyślna, że poszarżowali zamiast grać grupowo, że może im się nie chciało mieszać z żaglami. Mnie też od razu szlak trafił. Na naszej wachcie też poszły podobne komentarze. Jak rano wstali bohaterowie poprzedniej nocy to wszystkim wydawało się że są winni naszego nowego problemu, że poszarżowali i teraz jak nie będzie wiatru to dzięki nim nie mamy żagla żeby powalczyć z konkurencją. Przy śniadaniu nikt nie chciał nawet z nimi rozmawiać. W środku swojej wachty nasi bohaterowie zawołali kapitana. Ten wychodząc  jak zobaczył co się dzieje zawołał wszystkie ręce na pokład. Gienek wisiał za burtą w balonie trzymając z dwieście litrów wody. Górna część żagla rozerwała sie na dwie części trzymając się tylko za liny obu lików. Dwóch wachtowych próbowało z tym walczyć. Po kapitanie na pokładzie pojawiły się jeszcze cztery osoby i razem wciągneli pozostałości żagla wraz z bańką wody która przez otwarty luk zdeponwała swoją zawartość na koji pierwszego oficera. Według zeznań swiadków naocznych z nienacka zawiało ponad trzydzieści węzłow. Jeden poleciał po kapitana a drugi próbował odpaść luzując brasy, ale żagiel pękł pod naporem wiatru i zanurkował w oceanie. Trudno powiedzieć czy tak było czy gdzieś trochę jednak  zawinił człowiek. Czy załoga byłaby zadowolona jak by w środku nocy wyciągneli ją na pokład po nic? Czy może ja też jestem winny bo nie obudziły mnie chałasy po drugiej stronie łódki, może z moją pomocą żagiel mniej by się podarł i można by było go naprawić?  Cieżko powiedzieć co było i będzie. Na szczęście kapitan złapał dziś pyszną rybę na obiad. Wiatr się wzmógł lecimy szybko i na razie Gienka nam nie brakuje.

Od dwóch dni jakimś magicznym trafem ruszyła odsalarka. Bałem się o tym wcześniej pisać ale jestem świeżo po prysznicu a od trzech dni nasz komputer mówi nam że pozostały jeszcze cztery dni do celu wiec jak na to nie patrzeć to na pewno blisko.

Over,

Filip



Previous | Next