can we help
+44(0)1983 296060
+1 757-788-8872
tell me moreJoin a rally

Menu

Blue Waves - Dzien 2 - Mahi mahi, spinaker i H2O



Powietrze jest bardzo miękie i żeśkie na północnym atlantyku. Do tego stopnia że obawiam się że nie do końca może mi smakować to w Sopocie po powrocie do domu. Z tego potencjalnie jest szansa na wielki problem bo ja jestem dość uparty i jak zdecyduje się że już go nie lubie to jestem  w kropce. Jak wiemy bez powietrza nie jesteśmy w stanie przeżyć. Tak samo z resztą bez słynnego H2O czyli popularnie mówiąc wody. I tu wracamy na pokład Blue Waves. Dziś przy prawie pustych zbiornikach zepsuła się nam odsalarka. Żona kazała mi przed wyjazdem opanować rużne sztuki zrobienia odwróconej osmozy w warunkach polowych, a ja byłem sobą i teraz polak mądry po szkodzię. Generalnie wody zdatnej do picia mamy 285 litrów na ośmiu panów. To daje nam 1,5l wody do picia i gotowania posiłków. Dziennie na głowe przez 23 dni. Raczej z pragnienia nie padniemy ale jak wzrosną temperatury to obawiam się że mieszkańcy St. Lucia najpierw poczują że dopł
ywamy a
potem zobaczą nas na radarach. Woda z atlantyku jest tak słona że po umyciu nią rąk aż swędzą, wraz z załogą nie wyobrażamy sobie tego swędzenia na innych częściach ciała gdzie skóra jest znacznie bardziej delikatna.

Wspominając o drobnych uniedogodnieniach warto też dodać że nadal będąc w nastawieniu racingowym, choc jak słysze z nieszczególnymi osiągnięciami w ostatniej dobie, porwaliśmy też spinakera. Udało się go nam pokleić resztkami taśmy spinakerowej. Szkopuł był jednak w tym żeby naprawa była sensowna to ktoś musiał wejść na maszt. Stawać oczywiście nie chcieliśmy bo to strata czasu. Inge zrobił mid atlantic mast walk dużo zgrabniej niż Alex Thomp z ekipy Hugo Bosss, którego kożystając z okazji serdecznie pozdrawiam i życzę sukcesu w nadchodzącym Barcelona World Race. Jak zniszczy się jeszcze raz jakiś żagiel to będzie trzeba ciąć sztormiaki i robić z nich łaty klejone szarą taśmą. Podobno w żeglarstwie prowizorka to codzienność. Pocieszam się że kapitan zarządził że jak będzie trzeba to zaczynamy ciąć sztormiaki zaczynając od tych najstarszych. Ja zabrałem na rejs nowego HPXa więc na razie mam banana na twarzy co nie
koniecznie wpływa na rejting mojej popularności.

Oba przednie żagle sa już po takich remontach że musimy je używać tylko w ostateczności no i dzięki temu chyba awansowałem. Zdjeli mnie z dziodu bo tam nie specjalnie jest co wieszać. Teraz zostałem sternikiem wachtowym i pocieszam się że to chyba trochę taki pod oficer. Szanse na awans są zawsze lepsze jak sie żyje w zgodzie z kapitanem. A my już razem trzeci dzień robimy dwu osobową wachte. W nocy dopływając do naszej ortodromy rozmażaliśmy o śledzikach od listnera, każdy miał swój ulubiony przepis. Z racji że moja żona mówi że moje sa pyszne to od razu zdecydowałem że napewno są lepsze od tych kapitańskich, ale nie chciałem mu tego mówić bo to równy gość jest.

Życie powoli zamienia sie w rutynę, organizm zaczyna się dostosowywać do wacht. Hitem dnia były dwa Mahimahi które złapały się na wędkę. Zastanawiałem się nawet przez chwile czy nie sa tresowane albo wynajete przez organizatora regat ponieważ jeden wpadł nam tuż przed rozpoczeciem gotowania obiadu a drugi wpadł na kolacje. Pierwszego zjedliśmy klasycznie z patelni. Z kolacyjnego zrobiłem ceviche. Z wrodzoną skromnością przyznam że było poetyckie choć patata zastąpiłem mango a kukurydze ryżem. Mahimahi to bardzo pyszna ryba ale cały czas zastanawiam się ile ze swojej smaczności zawdzięcza swej egzotycznej nazwie. Jedząc go człowiek czuje się jak by był na hawajach ale tylko gdy zamknie oczy i zapomni że dynda wśród wielkiego błękitu.

Do celu pozostało 2400 mil morskich

Over.
Filip

Previous | Next